Battle Beast poznałem dzięki koncertowi Sabatonu w styczniu 2015 roku podczas Heroes Tour. Z ciekawości sprawdzałem wtedy gości trasy i gdy usłyszałem Beastowe „Black Ninja”, opadła mi szczena. Wiedziałem, że zespół stanie się jednym z moich ulubionych i od tamtej pory śledziłem ich regularnie. Podczas koncertu Sabatonu, załapałem się na jeden z ostatnich koncertów z założycielem, tekściarzem i kompozytorem (czyli niejako guru) zespołu – Antonem Kabanenem, który już w lutym 2015 roku został wykopany ze swojego zespołu. Później band odwiedził Polskę z Powerwolfem w 2016 roku z Jooną Björkroth na gitarze i już wtedy dopytywałem się kiedy jakiś headlinowy koncert, lecz natenczas zespół nie mógł zagwarantować, że dojdzie do tego w najbliższym czasie. Udało się takowy zorganizować w marcu 2017 roku we Wrocławiu dzięki KnockOut Productions. Koncert miał się odbyć w Liverpoolu, jednak nikt się nie spodziewał, że zespół ma całkiem spory fanbase w Polsce, więc po paru dniach występ przeniesiono do Firleja.
Koncert był jak najbardziej udany i już wtedy czekałem na powtórkę. Przyszła nowa płyta „No More Hollywood Endings”, a z nią i trasa koncertowa, która tym razem odwiedziła… aż 3 polskie miasta! Nie mogłem przepuścić tej okazji, więc od razu zaklepałem sobie termin i ruszyłem zobaczyć bestie po raz czwarty.
Tym razem jako koncertową miejscówkę wybrano Proximę. Zanim jednak Bestie wskoczyły na scenę, przed publiką zaprezentowała się inna fińska formacja – Arion. Jest to formacja 2 razy młodsza od headlinera, jednak już na swoim koncie ma 2 pełnoprawne albumy, z których to zaprezentowała materiał przez polską publiką. Oczywiście dominowały utwory z ostatniej płyty, czyli „Life Is Not Beautiful”, ale również pojawiły się 3 utwory z poprzednika – „Last of Us” – które były przeplatane z utworami z najświeższego. Całość trwała około 45 minut i była to naprawdę konkretna rozgrzewka przed Battle Beast. Ludzie bardzo dobrze bawili się do muzyki finów i przypadły im do gustu ich kompozycje. Mimo, że scena Proximy nie należy do największych, a już na pewno gdy stoją na niej 2 perkusje, to grupa wykorzystała ją w całości. Minusem koncertu było niestety nagłośnienie – nie tyle sprzęt, co realizacja. Byłem w 1 rzędzie na środku i ledwo słyszałem wokal. Myślałem, ze to wina kolumn, jednak na BB słyszałem Noorę bardzo dobrze, więc nie wiem, co tutaj zazgrzytało. W każdym razie występ naprawdę na plus i zachęcam do zaznajomienia się z Arionem, bo chłopaki grają naprawdę konkretną muzę!
Po koncercie nastała krótka przerwa, a już po kilkunastu minutach na sali zrobiło się ciemno, a z głośników wybrzmiało intro. Po chwili, jak co koncert, za perkusją stanął Pyry Vikki i zachęcił publikę do klaskania i krzyków. Następnie na scenę wpadł zespół ze świeżym „Unbroken”. To, co mi się spodobało, to pomysł na strój Noory. Podczas trasy „Bringer of Pain” w jej makijażu dominował fiolet, co nawiązywało do okładki albumu. Tym razem na okładce najnowszej płytki pojawiło się dużo żółtego, co przełożyło się na strój – u Noory przeważał blond i jasne odcienie żółci. Ciekawy zabieg musze przyznać! Po ‘Unbroken” zespół przywitał się publiką i powrócił do poprzedniego albumu grając singlowe „Familiar Hell” oraz przebojowe „Straight to the Heart”. Po chwili powróciliśmy do najnowszego albumu z kawałkiem „Unfairy Tales” by potem znów cofnąć się w czasie do 2013 i wykrzyczeć razem „Black Ninja”, czyli pierwszy utwór, jakiego przyszło mi usłyszeć od tego bandu i którym zespół mnie kupił. Następnie Noora zabrała nas wszystkich na wakacje w utworze „Endless Summer”, który kompletnie nie pasuje mi do image’u zespołu (jest dla mnie zbyt popowy i radiowy jak na dotychczasowe kompozycje Bestii), jednak ładnie wpasował się w setlistę. Przywodzi mi a myśl z lekka ballady Whitesnake’a i bardzo możliwe, że były one inspiracją do stworzenia tego utworu. Kawałek został zakończony gitarową solówką Joony, a po nim z głośników wybrzmiała kolejna ballada - „I Wish”. Publika się uspokoiła, a więc trzeba było ją przywrócić do tempa bestii – dlatego następnym zagranym kawałkiem było „Raise Your Fists” – następny utwór z płytki „No More Hollywood Endings”. Po nim Noora przyznała, że może jest nas mniej, niż w przypadku poprzednich koncertów na trasie, jednak to my jesteśmy lepszą publiką od fanów zza granicy – jak widać, polska publika potrafi się naprawdę dobrze bawić! Na pewno pokazaliśmy to w kolejnym Hollywoodowskim kawałku, czyli „The Golden Horde”, czyli chyba najszybszym kawałku z najnowszej płytki.
Po pędzącej hordzie, basista Eero z radością przyznał, że właśnie pod sceną rozkeciliśmy pierwszy moshpit na trasie! Był radosny, że wrócili do Polski i ma nadzieję, że kolejne 2 koncerty bedą równie szalone! Zapytał również gdzie w Polsce jest najlepsza impreza - nie mogła paść inna odpowiedź, jak w Warszawie! Po odpowiedzi przeszliśmy do bestiowego klasyka, czyli "Out of Control", którego refren zgodnie został odśpiewany przez publikę. Po braku kontroli, przyszedł czas na cofnięcie się do lat 80. i poczucie klimatu tamtejszych dyskotek, gdyż band zagrał nam "Touch in the Night" z ich 3. płytki. Kawałek bardzo lubię od "mojego" 1. koncertu w 2015, więc cieszę się, że nie zabrakło dla niego miejsca w secie.
Następnie Eero przyznał, że grali już o ninjach, o imprezach i tak dalej, ale jeszce nie zagrali niczego.. o nas! O braci metalowej, która zebrała się w Proximie, by się wspólnie bawić! Dlatego więc kolejnym utworem, którego usłyszelismy był "Bastard Son of Odin" z poprzedniej płytki - jeden z moich ulubionych! Po Odynie przyszedł czas na chwilę odpoczynku, ponieważ do mikrofonu na stałe dorwał się Eero i zwrócił uwage na to, że bierzemy udział w historycznej chwili, ponieważ jesteśmy na pierwszym koncercie BB w Warszawie (co nie jest do konca prawdą, bo band nas juz odwiedził jako support w 2012 w Progresji)! Na scenę wjechał mini-elektroniczny zestaw perkusyjny z podstawką na klawisze stworzony specjalnie dla Janne i w ten sposób band wykonał dla nas utwór "The Hero", który (według Noory) był najlepszym utworem do aerobiku w całym secie. Publika ruszyła więc do ćwiczeń, a zespół - do gry. Po ćwiczeniach wypadałoby się napić, więc po piosence cały zespół zamówił sobie piwo na scenę. Najbardziej cierpiał Pyry, ponieważ mimo potu i ciepła za perkusją, nadal był trzeźwy! Niestety, nie było czasu na picie, bo już w setliscie nadchodził "Eden" z najnowszej płytki. Po tym numerze zespół zniknął na chwil parę ze sceny by wrócił z przepełnionym basem intrem i tytułowym "No More Hollywood Endings". Na sam koniec dostaliśmy 2 kawałki z "Bringer of Pain", czyli "King For a Day" oraz "Beyond the Burning Skies", po czym zespół pożegnał się z warszawską publiką. Oczywiście nie permanentnie, ponieważ zarówno ich, jak i Arion można było spotkać przy stoiskach z merchem.
To był mój 4. koncert Bestii i bawiłem się na nim równie dobrze, jak na pierwszym. Battle Beast to nie tylko muzyka - to przede wszystkim ultra pozytywni ludzie, z którymi świetnie się spędza czas i to powoduje, że na ich koncerty wraca się z uśmiechem i zapałem. Czekam na kolejny, a tymczasem nadal żyję wspomnieniami z tego warszawskiego.